poniedziałek, 22 lipca 2013

Nie do wiary....

Jeszcze w to nie wierzę. Głupia, bezsensowna śmierć małego weścika, który niedawno skończył półtora roku.... Który był moim przyjacielem.....
Zaczęło się w ubiegłym tygodniu. Znajomi, właściciele suczki- westa, zaproponowali, że wezmą do siebie na kilka dni pieska. Suczka ma cieczkę, może jakieś szczeniaczki się pojawią...
Było mi to, przyznam, na rękę. Planowałam kilkudniowy wyjazd, musiałam komuś powierzyć opiekę nad psem. Poza tym - znajomi mają westa od lat, pieski się znają od jakiegoś czasu i bardzo lubią. Słowem - żadnych przeszkód, same plusy. Zawiozłam zwierza z całą wyprawką, zabawkami, jedzeniem....
W piątek wybrałam się do Warszawy, odwiedzić znajomych. Wieczorem telefon. Znajomy wjeżdżając na posesję potrącił mojego psa. Weterynarz, kiepskie rokowania, trzeba czekać do rana. W sobotę o 5.30 wsiadłam do samochodu i pognałam do domu. Cały czas w kontakcie telefonicznym ze znajomymi. Pies musiał przejść operację. Nie obudził się.....
Nie chcę nawet pisać, co o tym myślę. Targają mną sprzeczne uczucia i cieszę się, że nie mam broni.....Serio.
Jeżeli znacie kogoś, kto ma dorosłego westa i chce się go pozbyć - oddać lub sprzedać - to dajcie znać. Wiem, że są ludzie, którzy nie mają czasu dla tych, było nie było, absorbujących piesków, przeliczyli się z siłami, nie mogą się nimi dostatecznie zaopiekować....
I dalej nie wierzę.
No nie wierzę i już.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz