środa, 9 sierpnia 2017

Obóz pracy


Mąż wstaje po czwartej, czasem wpół do piątej. Cichutko, by nie obudzić domowników, idzie do łazienki, wstawia wodę na herbatę i ubiera się do pracy. Zimą cieplej, w kalesony, spodnie dresowe, wreszcie robocze, nakłada podkoszulek, koszulki, ze dwa swetry. Latem lżej, robocze spodnie, jakaś koszula "robocza" kupiona w lumpeksie, podkoszulek, żeby nie spaliło pleców przy pracy na dworze. Wszystko to całą noc leżało złożone na taborecie w przedpokoju, tak, jak je poskładał dzień wcześniej, rozbierając się po pracy. Ubranie robocze zmienia się raz- dwa razy w tygodniu. Częściej zmienia się bieliznę i skarpetki.
Gwiżdże czajnik. Nad uchem słyszysz ciche "Zrobisz mi kanapki"? Wstajesz. Jest przed piątą i właśnie zaczyna się twój dzień. Mogłabyś mu zrobić kanapki dzień wcześniej, ba, wiele kobiet spojrzałoby na ciebie z wyrzutem, że w dobie równouprawnienia sam mógłby sobie zrobić kanapki. Te kanapki to jednak tylko pretekst. Te pół godziny, czterdzieści minut to czas na spokojną, poranną rozmowę z jeszcze przytomnym mężem. - Jadę dziś na zakupy do miasta, coś potrzebujesz? - Kup nożyki do golenia i piankę, już mi się kończą. Dowód od samochodu jest na komodzie. - Jasiu znów narozrabiał w szkole, no taki niedobry jest, mówię ci, nie mam na niego siły. - Dobra, wrócę, to z nim pogadam. - Może w niedzielę pojedziemy do moich rodziców, festyn u nich jest. - Dobra, pomyślimy, zobaczymy jaka będzie pogoda - toczysz co rano dialogi o codzienności. Wyrywasz męża tylko dla siebie chociaż na parę minut.
Jest piąta trzydzieści. Pod bloki na osiedlu zajeżdża autobus albo bus. Nazywają go "obozem pracy". To własność jednego z największych przedsiębiorców budowlanych w okolicy. Mąż zabiera plecak z jedzeniem, termosem i wychodzi, wyglądasz przez okno. Z każdego bloku, jak mrówki, wychodzą ludzie, zbierają się w grupki po dwóch – trzech i znikają we wnętrzu pojazdu. Jadą do punktu zbiorczego – 15 km dalej. Tam przesiadają się na kolejne trasy. Jeżeli twój mąż ma szczęście, czeka go jeszcze jakieś pół godziny drogi na budowę. Jeżeli nie, będzie jechał jeszcze długo, nawet dwie godziny. Czas dojazdu nie wlicza się do czasu pracy.
Masz czas do siódmej. Wtedy obudzisz dziecko,wyprawisz do szkoły, pojedziesz do pracy – o ile pracę masz. Jest jeszcze dużo czasu. Nie chcesz hałasować, wiec postanawiasz pójść na plotki do mamy, teściowej czy sąsiadki. One też już nie śpią – każda zrobiła kanapki mężowi, synowi, wnukowi... Życie na twoim osiedlu zaczyna się przed szóstą.
Oficjalnie twój mąż pracę zaczyna o siódmej. Różnie to jednak bywa. Powinien pracować osiem godzin, ale ma płacone od godziny, poza tym czasem trzeba nadgonić, przyspieszyć, zmieścić się w terminie... Czas pracy jest więc umowny, czyli "tyle, ile trzeba". W trakcie ma ze dwie przerwy na posiłek. Zjada to, co przyniósł z domu, chyba, że jest zima – wtedy zwykle dostaje jeszcze "posiłek regeneracyjny", zwykle zupę zamówioną gdzieś w okolicznym barze. Dobre i to. Jeśli pracuje wewnątrz budynku, to ma przynajmniej znośne warunki – nie kapie na głowę, nie pali słońce, nie smaga wiatr. Jeżeli jest na zewnątrz – ma przechlapane.
Na bazę zjeżdżają o osiemnastej. Tam znów busowo – autobusowe roszady, każdy wsiada w swój i około 18.30 wysiada przed blokiem. Brudny, umorusany, nierzadko w pyle, niczym czort. Ostrożnie zdejmuje robocze ciuchy i układa na taborecie. Będą na jutro. Myje się, zjada obiad, zasiada przed telewizorem i podrzemuje. Trochę rozmawia z synem, trochę z tobą. Jest piekielnie zmęczony po całym dniu. Po dwudziestej kładziecie się spać, zresztą robi tak większa część pracowników firmy, bo trzeba wstać o świcie.
I tak codziennie. W sobotę też, ale sobota to dzień wyjątkowy, bo praca kończy się o czternastej. Jest więc szansa, że w domu będą nawet koło piętnastej, szesnastej. Macie cały wieczór dla siebie. Mąż wraca, latem idzie na działkę, zimą usiłuje coś zrobić, naprawić w domu, pobawić się z dzieckiem. Czasem zrobicie towarzyskiego grilla z sąsiadami, odprężycie się, pożartujecie...
Dzień za dniem, tydzień za tygodniem. Przez palce przecieka dorastanie dzieci,starzenie rodziców, żony, siebie samego, wydarzenia we wsi. Tylko czasem ze zdziwieniem unosi brwi, słysząc, że dziadek Malinowski nie żyje od miesiąca, a córka koleżanki skończyła szkołę i wychodzi za mąż. Ze zdziwieniem konstatuje, że znów coś go ominęło, że uciekła kolejna dekada życia...
Ty już dawno nauczyłaś się żyć "z mężem – ale bez męża" – sama robisz zakupy, sama wozisz dziecko do lekarza, pomagasz teściom, rozwiązujesz sprawy dzieci, chodzisz na wywiadówki...
Ludzie myślą, że żyjesz w luksusie. Twój mąż przecież tak dobrze zarabia, tyle pracuje... Yhy. Oficjalnie pracuje za najniższą krajową. Resztę dostaje pod stołem. Wszystkie wypłaty są w gotówce, więc sprawę załatwia się w białych rękawiczkach. Gorzej, jak ma wypadek, jest na zwolnieniu, bo wówczas świadczenie ma naliczane od oficjalnej pensji... No, ale dzięki takim operacjom firma w cuglach wygrywa kolejne przetargi na roboty budowlane.

Jak pracownicy nazywają swoją firmę? Obóz pracy.