ale zupełnie możliwe, że przy tym zajęciu trafi cię szlag.
Na zebraniach wiejskich w lutym i
marcu w całej gminie gorącym tematem był wywóz śmieci „po nowemu”. Padało
mnóstwo pytań dotyczących ceny, sposobu segregacji, podpisywania umów i innych,
praktycznych kwestii. Włodarze gminni uspokajali, że wszystko będzie w
porządku, umów z zakładem usług komunalnych nie trzeba będzie rozwiązywać –
wygasną z mocy prawa, a wszelkie nowe umowy, dokumenty mieszkańcy będą
dostarczać w czerwcu – jak już będzie wiadomo, kto wygrał przetarg na wywóz
śmieci itepe.
No to czekamy. Gdzieś pod koniec
kwietnia gruchnęła wieść, że jednak musimy wypowiedzieć umowy dotychczasowemu „śmieciarzowi”.
Będąc w urzędzie, wzięłam wzór wniosku, skserowałam razy kilkadziesiąt i dawaj
roznosić po wsi! Dałam dołapnie każdemu dziecku z rodziny mieszkającej w domu
jednorodzinnym, porozkładałam w sklepach,
a potem zamieniłam się w punkt pośrednictwa – zbierałam wnioski i odwoziłam do
ZUK.
(Tu wyjaśnienie – księgowość
mojej szkoły prowadzona jest przez urząd gminy. Każdą fakturę, rachunek, inny
dokument płatności muszę opisać i podstemplować w szkole, a potem odwieźć do
gminy do księgowości. Jestem w gminie 3-4 razy w tygodniu. Ludzie ze wsi o tym
wiedzą i często proszą o przekazanie dokumentów, odebranie pieniędzy czy
przywiezienie jakiegoś dokumentu. Ze wsi do miasteczka gminnego jest ok. 10 km, bilet trochę kosztuje,
a ja jestem mało asertywna;)
Przy którejś kolejnej wizycie w
ZUK miła pani oświadczyła mi, że … jednak wnioski o rozwiązanie umowy nie są
potrzebne! Umowy wygasną z mocy prawa. No żesz….
No nic, oddałam, pogadałam i
rozesłałam wici po wsi, że rozwiązanie umowy już nieaktualne.
W drugiej połowie czerwca
koleżanka na BIK gminy znalazła nowe „wnioski śmieciowe”. Znów wydrukowaliśmy, rozpowszechniliśmy…. Koło
20 czerwca pojawiły się książeczki z informacjami o kwotach i wnioski, które trzeba było złożyć do… 25
czerwca. Wyobraźcie sobie teraz, jak długa kolejka osób, które składały
wnioski, stała 24 i 24 czerwca przed jednym z pokojów w urzędzie gminy. Panie
pracowały na zwiększonych obrotach, do pomocy przydzielono im jeszcze
stażystki, a mimo to pod drzwiami kłębił się spory tłumek.
Przyznaję, kusiło mnie, żeby nie
sortować śmieci i mieć wszystko w nosie, ale… Ekologia, wpojone zasady,
wreszcie przyzwyczajenia (sortowałam śmieci już wcześniej) zwyciężyły.
Jakoś to przeszliśmy, na
tablicach ogłoszeń zawisły nawet informacje o terminach odbioru śmieci
sortowanych i niesortowanych.
No i zaczęło się. Pierwszy
problem- worki w określonych kolorach. W niektórych miejscowościach, przy
okazji odbioru śmieci niesortowanych, wszystkim, jak leci, dawano worki do
sortowania. U mnie nie. Dostałam worki od kuzynki, ona akurat nie sortuje. Pierwsze
„sorty” popakowałam w worki z napisem „ZUK Ciechanów”. No, ale ważne, że kolor
miały odpowiedni:)
Wczoraj, po całym miesiącu
oczekiwania, miał nadejść uroczysty dzień – pierwszy odbiór śmieci sortowanych!
Już od rana grzecznie wystawiłam wory, modląc się, żeby przechodzące drogą psy
nie zainteresowały się ich zawartością. Niby pudełka po jogurtach umyte, puszki po karmie wypłukane, ale psi nos jest jednak czulszy od ludzkiego… I tak jakoś
zleciało do 14. Wyjrzałam przez okno – moje worki stoją, jak stały. Dzwonię do jaskini
smoka. Pytam, czy wywiozą, czy mam zabierać, bo boję się, że psy rozwłóczą
zawartość.
- Tak, tak, kochaniutka, już ktoś
od was ze wsi dzwonił – zaszczebiotała sekretarka – Niech zostaną, wywiozą na
pewno.
Akurat. Koło 18 wyprowadzam psa
na spacer – wory stoją. Obsikane przez psy, ktoś dołożył jeszcze na wierzch
butelkę po napoju i papierki po lodach. Zła jak pingwin zaprowadzam psa do domu
i ciągnę moje worki na posesję.
Rano znów telefon do smoka. Dowiaduję
się, że już jadą, bo się nie wyrobili… W piżamach znów taszczę moje wory (3
plastików z puszkami i tzw. odpadami wielomateriałowymi, 1 ze szklanymi) przed
bramę. Jem śniadanie i widzę, że przyjechali! Taką małą półciężarówką. Co za
radość! Lecę więc po worki na wymianę. I dowiaduję się, że mogę dostać jeden na
szkło i jeden na plastiki. Na miesiąc! Tłumaczę panu, że po miesiącu mam trzy
wory plastiku i reszty – taką mam produkcję miesięczną. Poza tym, skoro
powiedziano, że wymiana „worek pełny = worek pusty”, to poproszę trzy za trzy. Dyskusja
jest dość gwałtowna, w końcu dostaję trzy worki na plastiki i jeden na szkło. Idę
do domu i odechciewa mi się śniadania…..
I tak sobie myślę – rzucić w
diabły to segregowanie – trzy kosze na śmieci, worki w różnych kolorach, walić
wszystko do kontenera, zapłacić to 5 zł miesięcznie więcej i mieć w d**
szczytne idee oszczędzania surowców wtórnych i ochrony planety….