poniedziałek, 28 października 2013

Wybory samorządowe za pasem, czyli hej, będzie się działo!



A właściwie już się dzieje. Jak patrzę wstecz, to kołacze mi się pod kopułą fragment utworu: Starych nie ma, chata wolna, oj będzie bal, oj będzie bal!
Oj, będzie bal. Według starannie opracowanego, wiele razy sprawdzonego schematu.
Miesiąc po wyborach. Alkohol wypity, bigos zjedzony, ciasto też, pora na regenerację wątroby i powrót do realnego życia, tfu, do rządzenia gminą kolejną kadencję.  Zaczynamy pracę. Tu kogoś zwolnimy (niepotrzebny), tu zatrudnimy (obiecaliśmy przed wyborami, że jak zostaniemy, to zatrudnimy), tu udamy, że się nie znamy, mimo, że obiecaliśmy – no, ale obietnice przedwyborcze są patykiem na piasku pisane i wiadomo, że część jest nierealna. Wreszcie można rzucić w kąt te śmieszne konwenanse, przestać być miłym dla podwładnych i pokazać, kto tu rządzi. Można zacząć rzucać mięsem, być sobą (czyt. chamem i prostakiem) i rozkoszować się urokami władzy. Można pojeździć po współpracownikach, olać parę imprez w szkołach, zignorować parę uroczystości. Wygraliśmy wybory!
I tak mija roczek za roczkiem. Wreszcie – PRZYCHODZI ROK PRZEDWYBORCZY. I oto jesteśmy świadkami cudownej przemiany:
1) Jesteśmy mili dla wszystkich wkoło – pracowników, współpracowników, innych takich, zwanych wyborcami. Bywamy na wszelkich „kulturalnych” imprezach.
2) Rozdajemy kasę (gminną) na prawo i lewo. Z „kapslowego” – księżom  na stroje dla dzieci na przemarsze Święta Trzech Króli, na nagrody w gminnych konkursach religijnych. Z budżetu (trzeszczącego w szwach) komisariatowi policji – 40 tysięcy na remont budynku, drugie tyle na zakup nowego radiowozu (Tu wyjaśnienie: inwestycja się zwróci, jeśli lubimy (my i nasi znajomi) jeździć szybko, nie zawsze na trzeźwo, czasem organizujemy duże imprezy). Będziemy też naciskać na pracowników ośrodka pomocy społecznej, żeby przyznawali zapomogi jak największej liczbie osób, ze szczególnym uwzględnieniem menelików popijających piwko na parkowych ławkach – wszak to nasz przyszły, dozgonnie wdzięczny elektorat.
3) Będziemy się spotykać z mieszkańcami, obiecamy im złote góry, pobawimy się w TBS i wybudujemy blok z ok. 40 mieszkaniami, w którym metr będzie kosztował jakieś 2,5 tysiaka, przy średniej cenie w mieście 4- 4,5 tysiąca. (Inicjatywa cenna, tylko dlaczego akurat teraz wcielana w życie?)
4) Zorganizujemy wiece przedwyborcze, imprezy dla dzieci, z mnóstwem darmowego żarcia, muzyką, alkoholem – ludek będzie nam wdzięczny (czytaj – zagłosuje).

Tu wyjaśnienie – jako istota cyniczna również zamierzam skorzystać z tego roku cudów i ugrać co nieco dla mojej szkoły. I pewnie mi się uda. Ale o gwałtowny przypływ wesołości przyprawiła mnie niedawna (czerwcowa) sytuacja.
Siedzę w urzędzie na jakiejś rozmowie z Miłościwie Nam Panującym. Rozmawiamy o czymś tam, w każdym razie służbowo. W obecności pani sekretarz. Nagle pada pytanie:
- A właściwie gdzie pani teraz mieszka?
- Eeeee…. Na ogół w X, tam, gdzie mieszkałam- odpowiadam, nieco zdziwiona.
-  Bo my budujemy tutaj w miasteczku blok, bardzo tanie mieszkania, gdyby pani chciała, to można na własność albo wynająć, czynsz będzie niewielki…
Widzę, jak pani sekretarz stuka pod stołem MNP. Ten, niezrażony, kontynuuje:
- Bo jakby pani chciała, to coś da się załatwić.
- Tak- myślę sobie – i będę miała dług wdzięczności wobec ciebie do końca świata i jeden dzień dłużej….
Nie skorzystałam J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz