... i pamiętaj, nigdy nie zatrudniaj młodych matek! - brzmiała jedna z ostatnich "dobrych rad wujka Staszka", którymi zasypali mnie doświadczeni dyrektorzy, kiedy dopadła mnie pomroczność jasna i postanowiłam kierować szkołą. Pamiętam moje święte oburzenie wtedy - jak to? W szkole? Nie zatrudniać dzieciatych? Eeee, kolejna rada z kategorii wysłuchać i zapomnieć.
Życie weryfikuje nasze poglądy. I tylko krowa ich nie zmienia.
Przez ostatnie osiem lat w sumie urodziło nam się w szkole sześcioro maluchów. Mamy chodziły na macierzyński, rodzicielski, wychowawczy, a potem wracały do pracy. Bywało różnie. Czasem był problem ze zorganizowaniem szkolenia - bo mama musi pojechać nakarmić. To się maleństwo pochorowało i trzeba nagle szukać zastępstwa. To pani nie może pojechać na wycieczkę (choć się deklarowała), bo nagle nie ma z kim zostawić dziecka. Itp, itd. Normalna sprawa, rozumiemy, organizujemy zastępstwa, ktoś przyjdzie wcześniej, ktoś zaopiekuje się dwoma klasami, pani bibliotekarka weźmie na lekcję biblioteczną.....
Bo szkoła to taki specyficzny zakład pracy. Tu nie da się powiedzieć: Dobrze, nie przychodź, twoje spotkania przełożymy na jutro. Albo: Odwołam twoje spotkania, wizyty, wyjazd, etc. Tu jest grupa dzieci, która musi mieć zagospodarowaną każdą godzinę zgodnie z planem. Względnie - wolną godzinę, ale obowiązkowo pod nadzorem nauczyciela. Nie mogę wejść do klasy i ogłosić: Dobra, macie godzinę wolnego, róbcie, co chcecie. Odpowiadam za ich bezpieczeństwo.
Dlaczego o tym mówię? W ostatnim czasie sporo się zmieniło. Dwie nauczycielki są na zwolnieniach, do tego doszła moja tygodniowa nieobecność. Zresztą - już wcześniej zaczęły się pojawiać dziwne sygnały ze strony dwóch dzieciatych, dwudzietnych konkretnie. Dyskoteka po południu? Nie, nie może przyjechać na godzinę - ma małe dzieci. Zmiana planu lekcji? Poproszę zawsze na 9, mój Szymek nie lubi wcześnie wstawać, a muszę go rano do przedszkola odwieźć. Wywiadówka? Ojej, znów? A muszę być? Nie mam z kim dzieci zostawić....Do tego - przyjazd do pracy równo z dzwonkiem na lekcje i wybieganie z pracy od razu po zakończeniu lekcji. A że uczeń prosi o wytłumaczenie czegoś po lekcjach? Nie mam czasu! Reprymenda? Jaka reprymenda, za co? Przecież pracuję 18 godzin!
Nie, pracujesz 40, tak zapisano w Bardzo Ważnej Ustawie. I masz pomóc dziecku, taka twoja rola. I możesz mieć na ósmą, masz mieć wywiadówkę.. Bo jesteś pracownikiem, takim samym jak inni, a organizacja twojego życia osobistego należy do ciebie. To, że ci pomagamy, że cię zastępujemy, to nie nasz obowiązek, a uprzejmość. W dodatku (a tak jest w obu przypadkach dwudzietnych) pomagają ci babcie, dziadkowie, na których publicznie narzekasz, ale wymagasz od nich dyspozycyjności i pomocy w opiece nad dziećmi, ba, nawet w prowadzeniu domu.
- Wiesz, że teściowa odmówiła mi opieki nad Wandzią w piątek, jak jedziemy na wycieczkę? Jestem w szoku - zakomunikowała mi ostatnio jedna dwudzietna. - Jak ona śmiała, jak mogła? - grzmiała ze świętym oburzeniem w oczach.
Ano mogła. Ona wychowała już swoje dzieci, jest osobą starszą, schorowaną i może pomóc dzieciom- ale nie musi. Zajmowanie się od rana do późnej nocy ruchliwą dwulatką może być ponad jej siły, zresztą - po co ma się wysilać, jeśli po powrocie synowa skrytykuje sposób ubrania/nakarmienia/bawienia się z wnuczką.
A teraz, kiedy brakuje kilku nauczycieli, dwudzietna nagle potrzebuje dnia wolnego. Już i natychmiast. Pytam, co się stało? Ano musi jechać do ortodonty. - Koniecznie? - pytam, bo może coś się stało i sprawa jest pilna. - Nieeee, miałam już ze dwa miesiące temu pojechać,zapomniałam, tak mi się dziś przypomniało, zadzwoniłam, na piątek był pierwszy wolny termin.....- A nie możesz przełożyć np. na czerwiec, kiedy będzie trochę luźniej? - pytam z nadzieją. - Nie, no wiesz... Już się zarejestrowałam....
Aha.Czyli brak kolejnego nauczyciela i trzeba załatać dziury w planie...
Wychowałam sama czwórkę dzieci - bez pomocy dziadków- i nikt nie dawał mi żadnych przywilejów - powiedziała ostatnio w zadumie jedna z odchodzących na emeryturę nauczycielek, słuchając tłumaczenia oburzonej dwudzietnej. - Czty to jakiś dyktat młodych matek się zaczyna, czy co?
Tylko krowa nie zmienia poglądów......
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz