Zwykle robię tak: Wieczorem przygotowuję sobie zestaw ciuchów na kolejny dzień, żeby rano mieć te parę minut w zapasie i spokojnie sobie wstać (o 6.00), nakarmić koty i psa, wziąć prysznic, umyć włosy, wypić herbatę, coś zjeść, popaćkać twarz makijażem... I około 7 wyjechać do pracy. No, chyba, że jadę szkolnym autobusem, to wówczas mam czas do 7.20, czyli w ogóle luzik. Ale. Ale czasem mi się nie chce kompletować mundurka wieczorem, wówczas rano muszę nieco przyspieszyć.
Właśnie tak było w ubiegłą środę. No nie chciało mi się i już. W końcu, pomyślałam, e tam, raz kozie śmierć, w czwartek jadę na szkolenie do Giżycka, rano wstanę, coś z szafy wygrzebię, najwyżej pojadę do szkoły koło 8, raz na ruski rok mogę. No i... Wstałam, zadziwiająco szybko udało mi się pozbierać, szukam czegoś do zjedzenia, 6.40 - telefon. Służbowy. Wiedząc, że telefon o tej porze to nic dobrego, patrzę, kto zacz. Kierowca autobusu. No, myślę sobie, pewnie nie odpalił i nie dowiezie dzieci na czas. Bywa. Odbieram i witam pana sakramentalnym: Co, nie odpaliliście? - Odpaliliśmy - odpowiada kierowca. Ale jest inny problem. Włamanie było.... Włamali się do autobusu, spuścili paliwo i wyłamali drzwi do waszego garażu...
Szare komórki błyskawicznie się obudziły, wrzucam do torby laptopa, jakieś podstawowe kosmetyki, dobrze, że już się ubrałam i jadę, a właściwie lecę, do szkoły. Po drodze wybieram 997 i zgłaszam włamanie. Na miejscu okazuje się, że, na szczęście z garażu, w którym konserwator trzyma swoje narzędzia, w tym kosiarki, wiertarki i inny sprzęt, nic nie zginęło. Za to z autobusu spuścili ponad 100 litrów paliwa...Przyjeżdża patrol, spisuje notatkę i lecą dalej - mają zgłoszenie do wypadku. A my czekamy na śledczych. Na szczęście pojawiają się szybko, wypełniają tony papierologii. Od razu wiadomo, że sprawa do umorzenia z powodu niewykrycia sprawców. Nawet nie wzywają techników, żeby zebrali odciski. Niby wiem, że marne szanse na znalezienie kogokolwiek i jakichkolwiek odcisków, ale... Chociaż mogliby spróbować.
Jeszcze śledczy spisują zeznania kierowcy, kiedy na scenie, a właściwie szkolnym parkingu, pojawia się pan Józek. Pan Józek to cała historia. Lokator jednego z dwóch mieszkań w budynku szkoły, erotoman gawędziarz, zawracacz głowy i innych części ciała, plotkarz, donosiciel, słowem człowiek, który zjadł mi duuuużo nerwów. I do tego miłośnik ruskich papierosów, za to zdecydowany wróg wody. Po jego wyjściu pomieszczenie należy wietrzyć długo i skutecznie, jeśli się chce się mieć czym oddychać. No więc pan Józek maszeruje przez parking, bezceremonialnie otwiera drzwi do okradzionego garażu (szkolnego) i wyprowadza stamtąd rower. Żeby nie było - pan Józek świetnie wie, co się wydarzyło, bo asystuje już od mojego przybycia, odszedł dopiero na wyraźne życzenie policjantów. Teraz policjanci patrzą oniemiali, a pan Józek spokojnie otwiera swoją piwnicę i chowa rower, zostawiając wcześniej mnóstwo odcisków na drzwiach garażu i przedmiotach wewnątrz... Jeden ze śledczych opowiadał mi później, że miał wielką ochotę zatrzymać go na 48 godzin do wyjaśnienia - włamanie na ich oczach, do tego te odciski :)
Kiedyś opowiem o panu Józku i jego żonie Halince, bo -w sumie - to można by nawet pokusić się o napisanie książki o tej, jakże wdzięcznej, postaci.Ale dziś miałam taki dzień, że jeszcze mnie trzęsie. Ale o tym może wieczorem, jak się pozbieram.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz