Od kiedy zajmuję się Niebieskimi Kartami, umacnia się we mnie przekonanie, że trawestując klasyka, czarne nie zawsze jest czarne, a białe białe. I nie wszystko złoto, co się świeci. I nie każdy chłop z widłami to Posejdon.
Na początek kilka słów wyjaśnienia. Procedura wygląda tak: Osobie pokrzywdzonej zakłada się NK. Następnie
zwołuje się grupę roboczą, w skład której zawsze wchodzi policjant,
najczęściej dzielnicowy, pracownik opieki społecznej, czasami ktoś ze
służby zdrowia, pedagog ze szkoły - w zależności od potrzeb. Grupa musi
spotkać się z ofiarą przemocy i sprawcą. Ustala plan działania, następnie każdy członek grupy - w ramach swoich kompetencji zawodowych - bierze się do pracy. Większość działań koordynuje się telefonicznie, informujemy się o tym, co dzieje się w naszej działce, o wizytach u nas osób objętych NK, żeby wszyscy byli na bieżąco.
Czasem jednak dajemy się zwieść. Czasem ulegamy stereotypom.
Przypadek 1.
Do opieki społecznej przychodzi babinka. Ma około 70 lat, mieszka na zapadłej popegeerowskiej wsi. Płacze, skarży się, że syn się nad nią znęca, pije, nie dokłada do budżetu domowego. Poruszone tą historią panie zakładają Niebieską Kartę.Spotykamy się z synem. Ten zarzeka się, że on mamie nigdy krzywdy nie zrobił. Owszem, zdarza im się kłótnia, zdarza się, że pod sklepem ze znajomymi piwo czy dwa wypije. Nie pracuje, bo na razie (jest zima) pracy dla budowlańców nie ma. Jak się zrobi cieplej, ma obiecaną w lokalnej firmie...
He he - myślimy sobie. Gada tak, by się wybielić. No, ale wywiad środowiskowy, wizyty dzielnicowego zaczynają zmieniać nasze domniemania. Któregoś dnia dzwoni dzielnicowy. - Chcesz ze mną pojechać, zobaczyć? Jedziemy.
Wizyta niezapowiedziana. W domu skromnie, ale czyściutko, posprzątane, pozmywane. Babcia siedzi z kuzynką i plotkują przy kawce w najlepsze. Wyrodny syn pracuje na podwórku. Jest początek lata, mężczyzna z dumą oprowadza nas po swoim gospodarstwie: przy domu grządki jak spod linijki, mnóstwo kwiatów, jakieś krzewy, drzewa owocowe obłożone kamieniami tak z metr od pnia, nawiezione obornikiem... Przycięty trawnik. Przed szopą w ogrodzie brukowany placyk, wybrukowana ścieżka do domu. To wszystko jego praca, chciał tam zrobić letnią kuchnię, ale mama nie pozwoliła, zbiera tam stare ciuchy, kanapy... Słowem, graciarnię zrobiła. Idziemy do domu. Zaczynamy wypełniać dokumenty, rozmawiamy, wtem babcia wchodzi nam w słowo i przez piętnaście minut nie daje nikomu dojść do głosu, monologując, jaki to jej syn niedobry, jak jej "nie uważa", tydzień mieszkał u syna i konkubiny, a ona biedna sama była, a syn popija, a to, a tamto... Słucham słowotoku kobieciny i zaczynam rozumieć, dlaczego chłop ma czasem dość własnej matki. Po kwadransie babcia przerywa i idzie sobie zrobić herbatki, bo w gardle jej zaschło, a syn prowadzi nas "do siebie". Zajmuje dwa mikroskopijne pokoiki na poddaszu. Jeszcze nie widziałam, żeby facet miał taki porządek w pokoju! Pokazuje małe pomieszczenie, składzik, który chciał przerobić na łazienkę dla siebie, żeby nie przeszkadzać mamie. Mama się nie zgodziła, nie pozwoliła na przeprowadzenie rur, "bo to nie jego, tylko jej mieszkanie". W dalszej rozmowie wychodzi, że wyjechał do konkubiny, bo przyjechała kuzynka matki, a on, korzystając z jej obecności, chciał odnowić pokój dziecku. Nie mieszka z nimi na stałe ze względu na mamę, która nie może być sama. Owszem, ostatnio pokłócił się z mamą, kiedy przyszedł po piwie, wszedł do siebie na górę a ta przyniosła mu dzienniczek św. Faustyny i kazała czytać......
Nie zazdroszczę mu. Wiem, wiek ma swoje prawa, babci należy się szacunek z racji wieku, trzeba jej dużo wybaczyć, ale też rozumiem mężczyznę, który dla opieki nad matką zostawił swoją kobietę z dzieckiem w sąsiedniej miejscowości i nie ma czasem cierpliwości, by wysłuchiwać gorzkich żali ....
Przypadek 2.
Byli sobie mąż i żona i dwoje dzieci. Mieszkali w kawalerce, on pracował na budowie, ona siedziała w domu i zajmowała się dziećmi. Pewnego razu zaproponowano jej szkolenie dla bezrobotnych. Poszła, poznała tam chłopaka, który ją zachwycił, oczarował, wielki zachwyt, wielka miłość. Postanowiła pozbyć się męża, ale tak, by to on był winny (alimenty!).
Najpierw przestała gotować, prać i sprzątać. Mąż wyjeżdżał o 5, wracał o 18, głodny i zmęczony. Szedł do osiedlowego sklepu, kupował pęto kiełbasy na kolację i coś na kanapki na śniadanie. Do domu mu się nie spieszyło - jeden pokój, syf wszechobecny i krzyki żony... Często wypijał z kolegami piwo czy dwa... Kiedy wracał, żona robiła mu awanturę, a potem wzywała policję - mąż pijany, awanturuje się i znęca. Patrol robił notatkę, po trzeciej uznała, że jako ofierze przemocy należy się jej Niebieska....Policjanci założyli.
Nikt, nawet jej własna matka nie potwierdził faktu znęcania się. Rozwód był bez orzekania o winie, eks-mąż się wyprowadził, chłopak zostawił... Na osłodę zostały jej alimenty - po 500 zł na dziecko - i świadczenia z opieki społecznej, należne matkom samotnie wychowującym dzieci. Nadal nie pracuje, bo jak stwierdziła, dostaje miesięcznie ok. 1700 zł i tyle jej wystarczy. Poza tym nie będzie codziennie wstawać rano za najniższą krajową!
Tak na marginesie - coraz częściej słyszę o kobietach, które, planując rozwód z mężem, oskarżają go o znęcanie się i żądają wręcz Niebieskich Kart. Ma to im rzekomo pomóc o uzyskaniu orzeczenia o winie męża, eksmisji z domu czy mieszkania. Podobno tak radzą adwokaci...
Przypadek 3.
Natasza i Piotr. Małżeństwo z dwojgiem dzieci.Rolnicy. Ona, Rosjanka, rozwódka, 10 lat starsza od męża. Głowa rodziny. Despotyczna, nie znosząca sprzeciwu, decydująca o wszystkich aspektach życia rodziny. Także o tym, w jakiej pozycji ma siedzieć mąż, rozmawiając ze mną (No nie zakładaj tak tych rąk, połóż je na kolanach! Ale prosiłam cię, nie zakładaj nogi na nogę! Jak ty, kochanie, siedzisz koło pani, nie garb się!) Izolująca męża i dzieci od jego rodziny. Beztrosko biorąca kredyty - miesięczna rata wynosi w tej chwili ok. 11 tysięcy złotych. Ale o tym wiemy teraz - po czterech miesiącach obserwacji rodziny. I o tym, że pani jest świetną aktorką.
Natasza oskarża męża o znęcanie się. O przemoc wobec niej i dzieci. Ma już Niebieską. Mąż ze skruchą przyznaje, że raz, w lutym ubiegłego roku, uderzył. Pokłócili się, żona znów chciała dobrać kredytu. Przekonywał, tłumaczył, nic. W końcu żona zaczęła go szarpać za ramiona. On zaczął ją odpychać. Uderzył.Trafił w nos, poszła krew. Natasza zrobiła sobie zdjęcia komórką, z zakrwawioną twarzą, wydrukowała w formacie A4, nosi przy sobie i pokazuje w każdej sytuacji. A on już nie ma siły do życia. Prosty człowiek, nauczony od dzieciństwa, że inwestuje się to, co się zaoszczędziło. A tu takie kredyty, takie raty, które spłacają pieniędzmi za mleko. Ale wciąż dręczy go myśl, co będzie, jak któraś krowa zachoruje i/lub pogorszy się jakość mleka? Z czego zapłacą te gigantyczne raty? Sprzedadzą gospodarstwo i pójdą pod most? Siedzi w oborze od 5 rano, chucha i dmucha na krowy. Potem, na 7.30 odwozi dzieci do autobusu szkolnego. I na pole, bo 20 ha do obrobienia. Żona ciągle w rozjazdach, a to w mieście, a to na balet z dziewczynkami, a to na basen...I chciałaby, żeby on jej towarzyszył, bo przecież powinien uczestniczyć w życiu dzieci.
Żona twierdzi, że mąż jest agresywny w stosunku do niej i do dzieci. I powinien się leczyć psychiatrycznie, przyjmować leki. On nie chce i to też powód do kłótni. Tylko dlaczego agresywny ojciec odwozi dzieci do autobusu i często odbiera je ze szkoły? Dlaczego żona przyjeżdża z mężem na wizytę u psychologa, na spotkanie z zespołem, kiedy tylko on ma wezwanie? Dlaczego, kiedy przyjeżdża policja do rzekomej awantury domowej, dziewczynki bawią się z ojcem w oborze a żona jest w domu? Matka zostawia dzieci sam na sam z agresywnym ojcem?
Coraz bardziej skłaniam się ku temu, że to Piotr jest ofiarą psychicznego znęcania się żony. I że ona, starym zwyczajem radzieckim, chciałaby go widzieć w psychuszce... Ona przejmie gospodarstwo, on zostanie z kredytami... Za tą wersją przemawia też fakt, że bardzo podobnie postąpiła z pierwszym mężem, pozbawiając go majątku.
Chcecie zmienić swój stan cywilny? Z winy drugiej połówki? Jak widać, nic prostszego....
przerażające jest to jak łatwo z drugiego człowieka można zrobić potwora, jak łatwo go oskarżyć. Przypadki tu opisane to ludzie zwykle o niezbyt wybujałym intelekcie, więc ich gierki dość łatwo można rozszyfrować poprzez zwykłą obserwację.Strach pomyśleć jakich cudów dokonują ci cwańsi, inteligentniejsi...
OdpowiedzUsuńWłaśnie. I dlatego uważam, że powiedzenie "Dajcie człowieka, a paragraf się się znajdzie", jest głęboko prawdziwe. Prawo jest bezduszne, a od ludzi zależy, jak rzetelnie zajmą się dociekaniem faktycznego stanu rzeczy...
Usuń