A właściwie już się dzieje. Jak patrzę wstecz, to kołacze mi
się pod kopułą fragment utworu: Starych nie ma, chata wolna, oj będzie bal, oj
będzie bal!
Oj, będzie bal. Według starannie opracowanego, wiele razy
sprawdzonego schematu.
Miesiąc po wyborach. Alkohol wypity, bigos zjedzony, ciasto
też, pora na regenerację wątroby i powrót do realnego życia, tfu, do rządzenia
gminą kolejną kadencję. Zaczynamy pracę.
Tu kogoś zwolnimy (niepotrzebny), tu zatrudnimy (obiecaliśmy przed wyborami, że
jak zostaniemy, to zatrudnimy), tu udamy, że się nie znamy, mimo, że
obiecaliśmy – no, ale obietnice przedwyborcze są patykiem na piasku pisane i
wiadomo, że część jest nierealna. Wreszcie można rzucić w kąt te śmieszne
konwenanse, przestać być miłym dla podwładnych i pokazać, kto tu rządzi. Można
zacząć rzucać mięsem, być sobą (czyt. chamem i prostakiem) i rozkoszować się
urokami władzy. Można pojeździć po współpracownikach, olać parę imprez w
szkołach, zignorować parę uroczystości. Wygraliśmy wybory!
I tak mija roczek za roczkiem. Wreszcie – PRZYCHODZI ROK
PRZEDWYBORCZY. I oto jesteśmy świadkami cudownej przemiany:
1) Jesteśmy mili dla wszystkich wkoło – pracowników,
współpracowników, innych takich, zwanych wyborcami. Bywamy na wszelkich „kulturalnych”
imprezach.
2) Rozdajemy kasę (gminną) na prawo i lewo. Z „kapslowego” –
księżom na stroje dla dzieci na
przemarsze Święta Trzech Króli, na nagrody w gminnych konkursach religijnych. Z
budżetu (trzeszczącego w szwach) komisariatowi policji – 40 tysięcy na remont
budynku, drugie tyle na zakup nowego radiowozu (Tu wyjaśnienie: inwestycja się
zwróci, jeśli lubimy (my i nasi znajomi) jeździć szybko, nie zawsze na trzeźwo,
czasem organizujemy duże imprezy). Będziemy też naciskać na pracowników ośrodka
pomocy społecznej, żeby przyznawali zapomogi jak największej liczbie osób, ze
szczególnym uwzględnieniem menelików popijających piwko na parkowych ławkach –
wszak to nasz przyszły, dozgonnie wdzięczny elektorat.
3) Będziemy się spotykać z mieszkańcami, obiecamy im złote
góry, pobawimy się w TBS i wybudujemy blok z ok. 40 mieszkaniami, w którym metr
będzie kosztował jakieś 2,5 tysiaka, przy średniej cenie w mieście 4- 4,5
tysiąca. (Inicjatywa cenna, tylko dlaczego akurat teraz wcielana w życie?)
4) Zorganizujemy wiece przedwyborcze, imprezy dla dzieci, z
mnóstwem darmowego żarcia, muzyką, alkoholem – ludek będzie nam wdzięczny
(czytaj – zagłosuje).
Tu wyjaśnienie – jako istota cyniczna również zamierzam
skorzystać z tego roku cudów i ugrać co nieco dla mojej szkoły. I pewnie mi się
uda. Ale o gwałtowny przypływ wesołości przyprawiła mnie niedawna (czerwcowa)
sytuacja.
Siedzę w urzędzie na jakiejś rozmowie z Miłościwie Nam Panującym.
Rozmawiamy o czymś tam, w każdym razie służbowo. W obecności pani sekretarz. Nagle
pada pytanie:
- A właściwie gdzie pani teraz mieszka?
- Eeeee…. Na ogół w X, tam, gdzie mieszkałam- odpowiadam,
nieco zdziwiona.
- Bo my budujemy
tutaj w miasteczku blok, bardzo tanie mieszkania, gdyby pani chciała, to można
na własność albo wynająć, czynsz będzie niewielki…
Widzę, jak pani sekretarz stuka pod stołem MNP. Ten,
niezrażony, kontynuuje:
- Bo jakby pani chciała, to coś da się załatwić.
- Tak- myślę sobie – i będę miała dług wdzięczności wobec
ciebie do końca świata i jeden dzień dłużej….
Nie skorzystałam J