wtorek, 1 lipca 2014

Matka roku

Swego czasu część opisywanej historii umieściłam na piekielni.pl. Ale myślę, że warto ją zamieścić nawet tutaj - aktualizując nieco.
Mama, wzór cnót wszelakich. Lat 28.Od kilku nadużywa alkoholu. Ma nadzór kuratora - okradła właściciela domu, u którego dorabiała sprzątaniem. Zabrała kartę, podpatrzyła PIN i wypłacała sobie po 50, 100zł. Uzbierało się ze 20 tysięcy, trochę to musiało trwać.

Mama dwóch chłopców - pierwszoklasisty Krzysia i czterolatka Huberta. Krzyś opuścił w szkole do maja - przeliczając - dobre dwa miesiące, bo mama zaspała, bo jej się nie chciało wyprawić dziecka do autobusu (mieszkają kilka km od szkoły i Krzyś dojeżdża szkolnym autobusem). Mamie z kolei zdarzyło się paręnaście razy wyjść do sklepu czy na kawę do koleżanki i wrócić po kilku dniach. Och tam, kompanów do kielicha znalazła i zasiedziała się... Dobrze, że w domu mieszkała babcia, ciocia - zawsze ktoś się maluchami zaopiekował. Tata pracuje za granicą, rzadko bywa w Polsce.

W pierwszym tygodniu maja wychowawczyni pojechała do domu Krzysia, bo znów nie było go w szkole. Tym razem okazało się, że mamusia zabrała dzieci i pojechała w nieznane. Tydzień temu. Nikt nie wie, gdzie są. Wychowawczyni powiadamia ojca, opiekę społeczną, policję, sąd... Mama po kilku dniach dzwoni - znalazła nową miłość, jest w Warszawie, razem z dziećmi. Krzyś tu będzie chodził do szkoły. Dyrektor informuje, że musi zapisać dziecko do szkoły, szkoła szkole prześle informacje o uczniu... Mama najchętniej jednak wzięłaby wszystkie dokumenty do łapki, jednak zostaje uświadomiona, że nic z tego. Obiecuje, że już, natychmiast zapisuje Krzysia do szkoły.

Dwa tygodnie później, w okolicach Dnia Matki, dyrektor szkoły dostaje telefon z Warszawy. Mamusia właśnie była, ale nie zapisała chłopca, bo nie miała żadnych dokumentów i.. nie potrafiła podać aktualnego adresu. Chwilę później dzwoni mamusia i usiłuje przekonać dyrektora, że... dyrektor warszawskiej szkoły powiedział, że Krzyś już do końca roku (ponad miesiąc!) nie musi chodzić do szkoły. Słyszy parę ostrych słów, zaskoczona (skąd wiedzą??) szybko się rozłącza.

Mija drugi miesiąc, od kiedy Krzyś nie chodzi do szkoły. Sprawa w sądzie w toku - nie wiemy, na jakim jest etapie (sąd rodzinny nie informuje szkoły o przebiegu postępowania). Mamusia z dziećmi w Warszawie (podobno). Tata za granicą i ma to w nosie. Szkoła dosyła pisma do sądu, upomnienia do rodziców, że Krzyś nie realizuje obowiązku szkolnego. Zastanawiamy się, co się dzieje z dziećmi i czujemy się bezradni. Czy mają co jeść? Czy nie dzieje im się krzywda? Krzyś na pewno powtórzy klasę. A co z Hubertem?

Skończył się rok szkolny, a o Krzysiu i o mamusi dalej nic nie wiedzieliśmy. Rodzina zresztą też, ale - powiedzmy sobie szczerze - ojciec kompletnie nie był zainteresowany, gdzie są jego dzieci, mimo, że akurat przebywał na urlopie w Polsce. Na pociesznie szybko znalazł sobie nową  "panią" i z nią przepijał zarobione za granicą pieniądze.

Wczoraj mama Krzysia pojawiła się  w szkole. Odebrać świadectwo dziecka. Zamierza je od wrzesnia zapisać do szkoły w Warszawie. Jakiej? Której? jeszcze nie wie. Ale są wakacje, we wrześniu go zapisze....
Pocieszające - sąd prowadzi postępowanie w sprawie ograniczenia praw rodzicielskich.

Ot, rodzina, jakich wiele....

4 komentarze:

  1. Hm... Wiesz, świata nie naprawisz. Ja szczerze mówiąc chyba machnęłabym ręką. Wychodzę z założenia, że jakiś margines społeczny zawsze musi istnieć i na siłę tych ludzi się nie przerobi na swoją mańkę. Nie sądzisz chyba, że z tych dzieciaków wyrośnie coś innego?
    Pracowałam 9 mcy w DD i wystarczająco się napatrzyłam, patola rodzi patolę, kolejne pokolenia przetaczają się przez placówkę, i tylko my podatnicy frajerzy musimy ich utrzymywać. Choć do tej pory nie mogę zrozumieć: w imię czego?

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda mi dzieci - bo w normalnej rodzinie byłyby fajnymi ludźmi. Zawsze powtarzam, że skoro do kierowania samochodem trzeba mieć prawo jazdy, to dlaczego dzieci można mieć ot tak, od niechcenia? A z drugiej strony - tyle rodzin, które nie mogą miec swoich dzieci, chętnie zajęłoby się cudzymi - gdyby tylko system adopcyjny był bardziej normalny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiadomo jakimi byłyby ludźmi, genów nie wymażesz. Z dziećmi tak jest - patola nigdy z tym nie ma problemów - widocznie Pan Bóg ma w tym jakiś cel, że obdarza tych ludzi takim ogromem potomstwa. Co do systemu adopcyjnego - jest jaki jest, zresztą starsze dzieci i tak nie mają większych szans na adopcję. Wszyscy chcą małego słodkiego bobasa, myśląc że ulepią go na swoje podobieństwo (jak Pigmalion Galateę) - niestety czasami biologia wygrywa i maleństwo wyrasta na kopię swoich nie do końca dobrych biologicznych rodziców.

    W mojej ocenie walka z takimi ludźmi to jak walka z kibolami.
    lepiej zostawić ich samych sobie - niech sami się rządzą.

    OdpowiedzUsuń