wtorek, 3 września 2013

O sześciolatkach w szkole i innych kwestiach początkoworocznych.



Okrutnie drażni mnie reklama w TV, zachęcająca rodziców do wysłania swoich sześcioletnich pociech do pierwszej klasy. No nie jestem zwolenniczką i już. I nie przekonają mnie żadne górnolotne slogany. Sprawę oglądam z praktycznego punktu widzenia, z perspektywy mojej wiejskiej szkółki i wygląda to tak:
Do zerówki przychodzi Jaś. Jaś nigdy nie chodził do przedszkola (najbliższe jest 10 km od nas), a w domu…. No cóż, w domu zwykle był puszczany samopas, grasował sobie po podwórku w stadzie podobnych mu Jasiów – jeśli wychował się w popegeerowskim bloku – lub samotnie peregrynował po zakamarkach podwórza, jeśli mieszkał gdzieś indziej. Nikt nie wymagał od niego rysowania, poprawnego mówienia, klejenia, cięcia itp., słowem – jego zdolności manualne, doskonalenie mowy obchodziły familię tyle, co kot sąsiada. Mało tego, miłość do kredek, farbek i nożyczek gaszono w zarodku – wszak te zajęcia mocno brudzące są, a miejscowe mamy na brudzenie bez powodu starannie wysprzątanego domu nie pozwalają. Za to można pooglądać telewizję lub pograć na komputerze, jako, że te czynności absorbują dziecko, ale nie wywołują skutków ubocznych w postaci zanieczyszczenia lokalu mieszkalnego.
No i Jaś trafia do zerówki. Wychowane na wsi dziecko nie zna ani nazw ptaszków (Bocian? Wróbel? A co to?), ani roślin. Dni tygodnia, miesięcy, prostego wierszyka…. Zasad zachowania przy stole, w skrajnych wypadkach jedzenia łyżką czy widelcem. Nie załatwi się sam, nie podciągnie spodni…. Można tak wymieniać i wymieniać. Nie umie wiązać butów, pani prosi, żeby w domu poćwiczyć wiązanie? Eeee tam, kupujemy buty na rzepy i po problemie! W domu ma ćwiczyć rękę, rysując po śladzie? Eeee tam, zrobimy za niego, co się dzieciak będzie męczył!
I można by tak gadać i gadać….. Powiem krótko – nie da się w ciągu roku nadrobić braku kilku lat braku przedszkola, braku zainteresowania rodziców, braku wychowania, braku wprowadzenia zasad…. Dwa lata chodzenia do zerówki trochę uspołeczniają malucha. Jednych bardziej, innych mniej.
Oczywiście, nie same Jasie do nas trafiają. Ale większość ….
Jeżeli sześciolatek trafia do pierwszej klasy, w której duża część dzieci jest od niego starsza, często pojawiają się problemy. Na przykładzie syna koleżanki – intelektualnie dawał radę, emocjonalnie – już nie. Buntował się przeciwko czytaniu, pisaniu literek, prace plastyczne robił „na odwal”…. Zdarzało się bieganie po klasie w trakcie zajęć czy „odpływanie” w marzenia…. Koleżanka – matka poważnie zastanawiała się, czy nie zostawić go na drugi rok w pierwszej klasie. Mały „poczuł bluesa” dopiero w kwietniu, zaczął z chęcią czytać, pisać, nauka zaczęła sprawiać mu przyjemność…. Ale jeszcze w trzeciej klasie widać różnicę pomiędzy dziećmi, które poszły do szkoły jako sześcio – i siedmiolatki.
Reasumując – sześciolatki do szkoły? Tak, jeśli chodziły do przedszkola, są ciekawe świata i nauki. W innym wypadku – zerówka razy dwa nie jest zła. Pomaga się dostosować.

Wieści z frontu:
Kolega wfmen odzywa się tylko służbowo. Nadal uważa, że go skrzywdziłam i się czepiam. Biedaczek…
Koleżanka – partnerka mojego eks przemyka korytarzem i czeka, aż się zemszczę za bycie z eks. No to sobie poczeka….
Nieznani sprawcy (czyli druga gimnazjum) połamali ławkę przed szkołą. Jak? Nie wiem.

Humor szkolny:
Pierwsza lekcja w klasie czwartej. Dzieciaki ozdabiają pierwszą stronę w zeszycie – według własnego pomysłu. Cisza, nagle odzywa się Marcel:
- Proszę pani, a była pani w sobotę na dożynkach?
- Nie- odpowiada zaskoczona polonistka. – A dlaczego pytasz?
- Bo mój tata był i tak się napił piwa, że nie mógł stać na nogach i bełkotał!
Nieco zaskoczona nauczycielka tłumaczy:
- Wiesz, Marcelku, ja zawsze tłumaczę swoim dzieciom, że nie należy opowiadać obcym, co się dzieje w naszym domu, bo to są nasze prywatne sprawy, sprawy rodzinne….
Na to Marcel:
- Proszę pani, ale przecież mówię, że to nie było w domu, tylko na dożynkach!

Kurtyna

PS. Wczoraj, w PIERWSZYM DNIU SZKOŁY, spóźnił się autobus. Kierowca zaspał. Miłe perspektywy na rok szkolny ;)

2 komentarze:

  1. o to tak jak u nas, tyle , że w pierwszym dniu roboczym,dzieciaki nie dojechały na czas, bo się przewoźnik zmienił i nie ogarnia trasy ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. O, jak miło, że nie tylko nasz jest osłem:)

    OdpowiedzUsuń