sobota, 3 sierpnia 2013

Giełda w Ełku i „ryneczek” w Wydminach



Moje dwa ulubione miejsca zakupowe na zakupy towarów egzotycznych, niespotykanych gdzie indziej. Od czasu do czasu ja lub mama rzucamy hasło: Jedziemy na giełdę? I wcale nie chodzi o to, że jesteśmy miłośniczkami motoryzacji:)
Giełda samochodowa w Ełku odbywa się co niedzielę. Oprócz – co oczywiste – samochodów, rozstawiają się tam handlarze dóbr wszelakich: ciuchów, torebek, firan, mebli, rzeczy przywożonych z wystawek z Niemiec, staroci i co tam kto jeszcze ma do upłynnienia. Chodzi się trochę jak po egzotycznym targu, podziwiając, oglądając, dotykając i szperając. Można znaleźć cuda – od hełmu wojskowego z czasów wojny, poprzez odzież z demobilu, ręcznie robione karmniki dla ptaków, po litewski chleb, wędliny, czy – bardzo popularne ostatnio – sery zagrodowe z przyprawami (np. czosnkiem, kminkiem), produkowane przez rolniczki z okolic Wiżajn, Suwałk.
To chyba jedno z ostatnich miejsc, gdzie na handel przyjeżdżają Rosjanie. Zwykle handlują biżuterią z kamieni naturalnych, zegarkami, innymi drobiazgami. Ale jest też pan, który handluje skórzanymi kurtkami i futrami, przywożonymi gdzieś z głębi Rosji (może przemycanymi z Chin? Nie wiem.) W każdym razie skóra jest dobrej jakości, w ubiegłym roku kupiłam sobie kurtkę w kolorze butelkowej zieleni i naprawdę świetnie się nosi. Lubię połazić po giełdzie, pooglądać, co nowego się pojawiło. Od jakiegoś roku moim hitem nr 1, kupowanym wyłącznie od Rosjan, są…. majtki z przędzy bambusowej.




 Zwykłe damskie figi, bardzo miłe w dotyku, dobrze się noszą, nawet po kilkunastu praniach nie tracą fasonu. Jedyna ich wada to krój – zwykle mają wysoki stan. Ostatnio udało mi się upolować niższe i bardzo mi się spodobały. Można też trafić na jednokolorowe i bezszwowe, cieliste. Para kosztuje 5-10 zł, w zależności od kroju. To moje odkrycie roku i nasze bawełniane gaciory mogą się przy nich schować.
Tylko tu (i czasem na rynku w Wydminach) można trafić na pana z przyprawami. Wyglądają tak:






Zapakowane w niepozorne woreczki, bardzo tanie, przyprawy i mieszanki przypraw, ziół. Ma tego kilkdziesiąt rodzajów. Moja ciotka z Bieszczad, kiedy zobaczyła to bogactwo, wydała ponad dwieście złotych :). Ale kupiła m.in. czubrycę, której nigdzie nie mogła dostać.  Nowe partie mają wypisany skład, w tych, które dotychczas kupiłam, nie znalazłam glutaminianu sodu czy innych sztucznych dodatków. Bardzo je lubię i często wykorzystuję w kuchni. Z tego, co widzę, cieszą się dużym wzięciem, zwłaszcza przed świętami. 


„Ryneczek” w Wydminach, zwany tak z racji swej wielkości, odbywa się w czwartki, więc jeżdżę tam ze 2-3 razy na rok – w wakacje. Asortyment jest podobny, ale tu wystawia się więcej second handów. Kiedyś przywozili głównie odzież, która nie schodziła im w sklepie i sprzedawali po 1-2 zł na „robocze” dla rolników i mechaników. Ostatnio jednak pojawiły się stoiska z markową, dobrej jakości odzieżą. Oto, co sobie upolowałam, muszę tylko uprać i poprasować. Zdjęcia znów telefonem, więc takie sobie….






Tunika do pół uda, Next, nowa, z cienkiej bawełny - 15 zł.
Sukienka - tunika z metką Charles Voegele. Miła dzianina, pomarańczowy, troszkę wpadający w koral. Z kieszonkami - 12 zł.


Biały żakiet KappAhl. Trzeba wszyć guzik na kieszonce na piersi. 15 zł.
 Jutro zapowiada się słoneczna niedziela. Muszę zadzwonić do mamy. A może by tak na giełdę? ;)

1 komentarz:

  1. też lubię te ziółka, do nas co tydzień na targ przywożą :)

    OdpowiedzUsuń