czwartek, 1 sierpnia 2013

Plebanię obrobili!

No i moi państwo, sensacja na całą wieś, ba nawet na całą gminę! Ale po kolei.
Panie z obsługi wróciły z urlopu, więc czas na planowanie pracy w sierpniu - generalne mycie, sprzątanie, szorowanie, odsuwanie - tak, by na początek roku mieć szkołę wysprzątaną na piątkę. Poplanowałyśmy, zrobiłyśmy listę zakupów, ja dodatkowo wyprodukowałam trochę makulatury i hajda do miasteczka, oddać to wszystko w urzędzie. Po drodze miałam jeszcze zajechać na komisariat, czekała na mnie przesyłka z dokumentacją do niebieskich kart.
Wchodzę do komisariatu, kolega wpuszcza mnie do środka i zaprasza do siebie. Myślałam, że chce porozmawiać o jakiejś rodzinie, a ten mnie zaskakuje: - Wiesz, że u was we wsi plebanię okradli? Własnie przed chwilą?
No to ładnie - pomyślałam sobie. Nasz padre, zwany też kolegą z pracy (jeden z dwóch facetów nauczycieli) u którego gros nauczycielek diagnozuje łagodną formę autyzmu, a w związku z tym problemy z komunikacją ze światem zewnętrznym, dostanie zawału. Albo wylewu. Albo załamie się do reszty. Albo co innego.
Wróciłam do domu, siedzę i myślę - zadzwonić, zapytać? Sama nie wiem. Nagle dzwoni telefon. Ksiądz. Pytam, jak się czuje. A on zbolałym głosem: - Może pani przyjechać? No to jadę....Po drodze dzwonię po koleżankę.
Zastajemy naszego padre kompletnie roztrzęsionego. Pytamy, jak to się stało.Otóż padre pojechał na obiad do znajomych, jak zawsze. Zamknął tylko drzwi wejściowe wewnątrz ganku, zostawił otwarte zewnętrzne, antywłamaniowe. Kiedy wrócił po 2-3 godzinach, zastał otwarte drzwi i ogólny bałagan w mieszkaniu. Złodzieje szukali najprawdopodobniej pieniędzy, przejrzeli wszystkie szafki, szuflady, przegrzebali biurko, porozrzucali dokumenty, opróżnili szafki. Nie znaleźli nic, za wyjątkiem stojącego na stole nowego laptopa. Nie zniszczyli zbyt wiele- powyłamywali zamki, zniszczyli  drzwi od szafki..... Ale ekipa techników i śledczych miała parę godzin pracy. Nikt z sąsiadów nic nie widział, nic nie słyszał - plebania jest za drzewami, poza tym nikt nie zwraca uwagi na podjeżdżające ty samochody - kościół, kancelaria... Zabrałyśmy kolegę księdza do szkoły, zrobiłyśmy herbatę i dałyśmy jakąś ziołową tabletkę na uspokojenie. Jeszcze po kilku godzinach trzęsły mu się ręce.... Pocieszałyśmy go, że nic strasznego - na szczęście- się nie stało, dobrze, że nie było go w domu, bo kto wie, jakby się to skończyło.....
Siedzę sobie teraz i myślę, że nigdy, przenigdy nie spodziewałabym się, że w centrum wsi, w biały dzień, ktoś włamie się na plebanię....Ile razy, wychodząc z domu do ogrodu, ba, nawet do sklepu, nie zamykam drzwi, bo przecież za 5-10 minut wrócę... Ile razy siedzę cały wieczór przy otwartych na oścież drzwiach... Ile razy zostawiłam na podwórku otwarty samochód na całą noc...Przecież wieś jest spokojna, cicha, tu nie kradną, nie włamują się...
Myslę stereotypowo. Pora zamknąć drzwi i zwracać uwagę na to, co się dzieje wokół nas.

2 komentarze:

  1. no. ja też czuję się taka bezpieczna.
    Czasami nawet leżąc w łóżku przypomni mi się, że drzwi na klucz nie zamknęłam, ale nie chce mi się wstać i śpimy błogo.

    Ale swoja drogą, co za świat?!

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie, Iksiu, mam tak samo - potrafię nie zamknąć drzwi na noc, w końcu co może się stać na własnym podwórku?
    A tu, proszę....

    OdpowiedzUsuń